Food trucki w Gdańsku cz. 2 – Jemy Na Stadionie

Tydzień po naszej wizycie na zlocie food trucków, zorganizowana została kolejna impreza tego typu – tym razem stojąca pod znakiem jedzenia i… picia piwa. Czyli, co tu dużo mówić, perfekcyjnie. I o ile pierwszy wypad na zlot okazał się jak najbardziej udany, o tyle tym razem szczęście nam nie dopisało – wybraliśmy łącznie cztery dania, z których tak naprawdę żadne nie okazało się być tym, przez które nie śpi się w nocy…

Jemy Na Stadionie x Zakończenie Sezonu Foodtruckowego, 8-9 września, Gdańsk

Kiedy zajechaliśmy pod Stadion Energa, przywitały nas ciemnoszare chmury, zwiastujące deszcz. Oczywiście żadna ulewa nie jest w stanie powstrzymać nas przed konsumpcją, dlatego nie przejęliśmy się tym i zakupiliśmy żetony, które szybciutko wymieniliśmy na dwa całkiem smaczne piwa marki Amber. Z plastikowymi kuflami w dłoni wkroczyliśmy w długi korytarz, którego ściany tworzyły, a jakże, food trucki. Co było naszym pierwszym wyborem?

Maciej: NYC Reuben, POKOLEI

Nie ukrywam, że reubena, czyli kanapkę z pastrami, chciałem spróbować już od dawna, a szczególnie upodobałem sobie tę z krakowskiego Meat & Go, które jednak podczas mojej wizyty w Grodzie Kraka było jeszcze zamknięte. Szczęśliwie (?) na zlocie znalazły się dwa żarciobusy, oferujące tego rodzaju kanapkę, a mój wybór padł na POKOLEI. Chrupiący chleb, a w jego wnętrzu rzeczone pastrami, kapusta kiszona z jałowcem i musztarda miodowa. Jakie wrażenia?

Cóż, nie takiego debiutu z Rebuenem oczekiwałem. Przede wszystkim – co widać na zdjęciu – kapusta zdecydowanie dominuje nad mięsem, a jej intensywny smak sprawia, że pastrami ginie w trakcie jedzenia i poczuć go jest niezwykle trudno. Problemem jest też wybijająca się ponad wszystko inne kwaskowatość, która przy drugiej kanapce zaczyna być zwyczajnie męcząca. Nie pomagają dołączone plastry ogórka, który – mówiąc szczerze – nie zachwyca. Każdy kolejny kęs kanapki POKOLEI był dla mnie coraz mniej przyjemnym doświadczeniem, czego bardzo żałuję, bo mięso samo w sobie naprawdę dobre, podobnie jak musztarda. Niestety, choć uwielbiam kapustę, tutaj jest jej zdecydowanie za dużo.

Olga: hot dog, Bubi Dog

Jak street food, to street food – obok kanapki z mięsem najlepiej komponuje się hot dog z wielką kiełbachą, czyż nie? W każdym razie z takiego założenia wyszła moja druga połowa, która skusiła się na hot doga z dość standardowym składem – kiełbasą, sałatą, cebulą, prażoną cebulką i sosem barbecue. Wszystko to w sporej, chrupiącej bułce.

I to od niej warto zacząć, bo o ile spełniała swoje zadanie, czyli trzymanie całości w ryzach bardzo dobrze, o tyle sama w sobie była trochę zbyt twarda i… było jej za dużo. Wiecie, to ten rodzaj pieczywa, którego ilość i smak powodują, że właściwie nie wiesz co jest wewnątrz kanapki, a dodatkowo ciężko się ją pałaszuje. Buła dominuje nad naprawdę dobrą, soczystą kiełbasą i tym bardziej szkoda, że nie jest inna. Co z resztą? Sos całkiem ok (ostrość na plus!), choć mogłoby być go więcej, cebula i warzywa też w porządku. Tylko ta bułka… Szkoda, bo prezentuje się to ładnie, kusi, ale w ostatecznym rozrachunku nie jest warte szczególnego zachodu.

Wspólnie: frytki belgijskie, Pan Fryta

Impreza toczyła się dalej, a my postanowiliśmy chrupnąć kilka frytek. Te od Pana Fryty… dobre, ale zdecydowanie jedliśmy lepsze „belgijki” (bydgoskie Freetki z prażoną cebulą i różnorodnymi sosami do wyboru!). Przede wszystkim aż prosi się o trochę więcej inwencji jeżeli chodzi o sosy, a nie tylko kupny keczup czy majonez.

Maciej: kanapka (burger) z żeberkami, Up in Smoke BBQ

Olga zapchana bułką z kiełbasą i frytkami powiedziała „dość”, więc pozostałem sam na polu bitwy. A jak kończyć, to z przytupem, dlatego postanowiłem nie kalkulować, tylko wybrać burgera z jednego z najbardziej cenionych food trucków, o którym słyszałem wiele dobrego – Up in Smoke BBQ z Poznania. Wybrałem kanapkę z kawałkami żeberka, prosto – jak chwali się food truck – z ich smokera.

Tłumy ludzi, piękny wygląd kanapek i aromaty dochodzące z food trucka zwiastowały nieziemską ucztę, ale rzeczywistość okazała się nieco mniej różowa. Zacznijmy jednak od plusów – OGROMNA ilość mięsa, za co wielki szacunek. Całkiem niezła, choć rozpadająca się po kilku kęsach bułka. I nie najgorszy sos barbecue. Niestety, wszystko to blednie, gdy zaczniemy mówić o mięsie – żeberka, choć prezentowały się pięknie, nie smakowały nam kompletnie. Określiliśmy je jako „zadymione”, bo smakowały właściwie tylko dymem wędzarniczym i podpałką. Nie mam pojęcia czy to wypadek przy pracy, czy tak ma to smakować – jeżeli tak, sorry chłopaki, nie nasz smak. Kanapka, choć rozbudzała ogromne nadzieje, nie została nawet dojedzona co nam, fanatykom takich przysmaków, zdarza się naprawdę rzadko.

Podsumowując…

W poprzednim tygodniu postawiliśmy – jak nie my – na orientalne smaki, w tym na naszą ulubioną klasykę. I ta klasyka mocno nas rozczarowała. Takie nietrafione wybory oczywiście się zdarzają, jednak najbardziej bolesne w takim wypadku są ceny – musicie wiedzieć, że tego typu kanapki czy burgery sprzedawane na zlotach, kosztują zwykle ponad 20, a czasami nawet 30 złotych i w przypadku kiepskiej jakości dań, kwoty te są szczególnie odczuwalne. Mimo wszystko jesteśmy zadowoleni, bo na tego typu imprezach najlepsze jest właśnie eksperymentowanie i dobra atmosfera. Bardzo polecamy!

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o