Czytając opinie o gdańskim Aioli, nietrudno było oprzeć się wrażeniu, że restauracja przyciąga głównie młodych ludzi, którzy lubią wrzucić odpicowane zdjęcie na Insta czy polansować się na Fejsie. Nam miejsce to kojarzyło się do tej pory przede wszystkim z kilometrowymi, porannymi kolejkami, których powodem są prawdopodobnie śniadania za złotówkę. W końcu jednak postanowiliśmy oderwać się od wszelkich opinii czy wyobrażeń i samodzielnie sprawdzić, co w Aioli gra. Czy było warto?
Miło, szybko, drogo
Mimo pory obiadowej i dość dużej liczby osób, znalazło się miejsce dla naszej dwójki. Lokal posiada dwa piętra i całkiem sporą powierzchnię, więc pewnie nie byłoby z tym problemu i w piątkowy wieczór. Sam lokal prezentuje się elegancko, duże wrażenie robi szczególnie potężny bar – generalnie spędza się tam czas bardzo przyjemnie, chyba że gdzieś obok spotkała się większa grupa starych znajomych, którzy lubią głośno artykułować swoje myśli. Nam się taka trafiła – i to osób na oko po 60-ce, ale na szczęście pod sam koniec wizyty.
Tym, co zwraca uwagę, jest bardzo miła i sprawna obsługa, która wyjątkowo szybko (niecałe 10 minut) przynosi oba zamówione dania. Oczywiście na wstępie zwracają uwagę również ceny, które – mówiąc delikatnie – nie są niskie. Poniżej 20 zł zjecie tu tylko dwie najprostsze pizze, reszta dań to już 3 dyszki i w górę. Oczywiście spodziewaliśmy się tego, więc jakoś przełknęliśmy gorzką pigułkę i zamówiliśmy po jednym daniu oraz jednym drinku (na lepsze trawienie!).
Maciej – HOISIN BEEF BAO BUNS (długo pieczony mostek wołowy w sosie hoisin, bao, ogórek piklowany w chili i curry, cebula czerwona marynowana w balsamico, orzechy ziemne) – 29,90 zł
Słynne bułeczki Bao, gotowane na parze, miałem ochotę spróbować już bardzo dawno temu, ale zawsze coś innego odciągało moją uwagę. Tym razem nie było odwrotu. Na stół wjechały dwie średniej wielkości bułki, wypełnione sporą ilością mięsa i pozostałych dodatków. Uwagę zwraca eleganckie podanie (na drewnianej desce) i… smak.
Bułeczki miękkie, rozpływające się w ustach, ale nadspodziewanie dobrze trzymające w ryzach wszystkie składniki. To jednak nie one były tutaj największym bohaterem, ale słodkie, przepyszne mięso – również bardzo delikatne, którego każdy kęs dawał prawdziwą radość. Do tego idealnie pasujące, smaczne pikle i marynowana cebula. Wszystko mega słodkie, ale niesamowicie dobre, dzięki czemu od teraz bułeczki Bao zamierzam próbować często i chętnie. Niestety – apetyt na tak pyszne danie rośnie w miarę jedzenia, a tutaj nie było czym go zaspokoić. Dwie bułki okazały się w praktyce dość małe i nie nasyciły mnie w 100 procentach. Idealne byłyby trzy, co też oddawałoby lepiej cenę – płaciłoby się wtedy 10 zł za bułkę, a nie 15 zł, co jest ceną niestety wygórowaną. Szkoda.
Olga – CHICKEN UDON THAI BASIL (makaron udon, kurczak, marchewka, cukinnia, groszek cukrowy, papryka, czosnek, imbir, tajska bazylia, chili, sos teriyaki, limonka) – 28,90 zł
Zachęcającą część menu stanowią w Aioli pasty, dlatego Olga postanowiła wybrać jedną z nich. Całe danie okazało się bardzo słodkie, a jego głównym bohaterem okazał się miękki, gruby i smaczny makaron udon oraz warzywa, których dużą chrupkość można ocenić bardzo pozytywnie. Podobnie jak to, że danie zatopione zostało w sosie teriyaki i w którym wyróżniał się zarówno pasujący do całości groszek ptysiowy, jak i wyczuwalny sezam. Niestety – kurczak, a mówiąc dokładnie jakieś 5 kawałków kurczaka, był mało wyrazisty i został zdominowany przez inne składniki. No i w tym przypadku porcja również była mała – świadczy o tym fakt, że degustatorka nie czuła się najedzona, mimo że nie potrzeba jej zbyt wiele do osiągnięcia tego stanu (w przeciwieństwie do mnie).
Co do picia?
Dopełnieniem dań były drinki – Bacardi Mojito (a jakże!), które kosztowały po 23 zł. I tutaj wielkie rozczarowanie, bo choć sam napój był smaczny, to ogromna ilość lodu sprawiła, że zabrakło go już po… 4-5 łykach. Naprawdę tak marna ilość koktajlu, przy tak wygórowanej cenie, mocno zepsuła nasze ogólne wrażenie. Nie warto.
Podsumowując
Aioli to przede wszystkim nowoczesne, fajnie zaaranżowane miejsce z naprawdę dobrym jedzeniem, choć oczywiście w celu potwierdzenia tej tezy, musielibyśmy zjeść trochę więcej. Niestety, biorąc pod uwagę wielkość porcji, szczególnie w kontekście cen dostępnych tutaj dań, wizyty w tej restauracji są po prostu średnio opłacalne. My oczywiście wrócimy – na burgera, pizzę i śniadanie, bo jedna wizyta to za mało, by wyrobić sobie opinię, ale Wam radzimy zastanowić się dwa razy, tym bardziej, że w okolicy nie brakuje ciekawych alternatyw.
Dodaj komentarz