Sphinx czy „Świnks”? Odpowiadamy!

on

Niektóre tematy wzbudzają kontrowersje – poglądy polityczne, słuchanie grindcore’u czy właśnie jedzenie w Sfinksie (będziemy stosować polską nazwę, wybaczcie). To popularna sieć restauracji, których w samym Trójmieście jest chyba ze 100, bo napotykamy na nie praktycznie wszędzie. I zawsze, gdy mowa o tej restauracji, pojawia się żywa dyskusja pt. „czy warto tam jeść i… dlaczego nie?”. My nie jesteśmy tak sceptyczni, a jest ku temu co najmniej jeden dobry powód…

Sentyment!

Cóż, Sfinks towarzyszy nam już od dawien dawna i właściwie była to jedna z pierwszych restauracji, w których jedliśmy w ogóle… Olga chyba jeszcze w latach 90-tych, ja nieco później. I tamtejsza shoarma z frytkami, bułką pita, frytkami i surówkami zawsze była nam bliska. Jedliśmy ją na wakacjach, na rocznicę związku, przed świętami i w ogóle tak często, jak tylko mogliśmy. Jednak wiecie jak to jest – kiedy częściej zachodzisz w inne miejsca, próbujesz nowych smaków, jesteś w stanie bardziej obiektywnie ocenić pewne sprawy. Dlatego też postanowiliśmy wybrać się do Sfinksa po 2 latach od ostatniej wizyty i sprawdzić, czy wciąż jest to dla nas ten stary dobry Sfinks. Czy może „Świnks”, jak nazywają go niektórzy.

Bez zbędnego owijania w bawełnę…

Olga: Shoarma Góralska – paski z polędwiczki wieprzowej zapieczone serem góralskim i żurawiną

Trafiliśmy na tzw. Festiwal Shoarmy, więc w menu pojawiło się kilka nowych (tymczasowych) pozycji, dlatego postanowiliśmy z tego skorzystać. Jak smakowało? Cóż, jak zwykle w Sfinksie – dobre, na szczęście nie za suche, co czasami się zdarza, polędwiczki, które świetnie komponowały się z wyraźnym serem i słodką żurawiną. Niezłe frytki, przyzwoite surówki i to, co akurat my zawsze uwielbialiśmy – fenomenalna pita, doskonała szczególnie z sosem. Szkoda tylko, że ten był tylko jeden, a nie jak zwykle – trzy. Tym bardziej, że sfinksowe sosy zawsze bardzo nam odpowiadały. Całość – jak najbardziej na plus. Do tego porcja całkiem spora, więc dało się najeść, chociaż co do tej wielkości… O tym za chwilę.

Maciej: Stek Urugwajski (z części podgrzebieniowej łopatki wołowej 170g) + 3 dodatki

Choć shoarma kusiła, to jednak stwierdziłem, że warto sprawdzić coś nowego. A że steków nie mam przyjemności jeść zbyt często, bo jestem prostakiem i wolę karkówkę z grilla, postanowiłem pójść na żywioł. Wybaczcie jeżeli pomyliłem nazwę i był to stek Amerykański albo Argentyński – nie zapisałem i wyleciało z głowy. Niemniej – samo mięsko średnio wysmażone, więc sporo soków z niego wypłynęło. I dobrze, bo choć nie lubię nadmiaru krwi, to jednak w tym wypadku było idealnie. Bardzo soczyście i nie „gumowo”, jak zdarzyło się kilka lat temu, gdy zamówiłem steka w bydgoskim Sfinksie. Smak? Jak najbardziej w porządku, choć jak dla mnie zbyt mało „pieprznie”, więc po indywidualnym doprawieniu było już o wiele lepiej. Do steka wybrałem frytki (na duży plus), sałetkę grecką (również na plus, idealnie pasowała do mięsa) i sos BBQ (na dobrym poziomie). Generalnie – danie na plus, choć warto wziąć pod uwagę, że nie jestem znawcą steków (wciąż wolę przyjaraną na węgiel karkówę z musztardą 😊), więc moja opinia nie musi być wyznacznikiem jakości.

Co jest więc nie tak?

Sam poziom jedzenia w Sfinksie jest w porządku – ani nie jest to ekstraklasa z daniami z najlepszych składników, ani podrzędna speluna, gdzie podają mięso z kota. Ot, każdy element jest ok, czasami bywa gorzej, czasami lepiej. Problemem są jednak ceny i wielkości porcji. Za shoarmę, steka i dwa drinki zapłaciliśmy około 140 zł, co jest kwotą bardzo wysoką i nieadekwatną – zarówno do wielkości porcji, jak i jakości otrzymanego jedzenia. Później byliśmy w kilku innych miejscach, gdzie jedzenie było lepsze, a ceny dużo niższe. I to nasz główny zarzut do tej sieci – niegdyś była tania, przyjazna np. studentom i oferowała giga-porcje, a teraz pretenduje do miana ekskluzywnej, gdzie lepiej ubrać koszulę niż dres. No i w porządku, ale z takim wzrostem statusu, w górę powinna iść też jakość dań. A ta jest na tym samym poziomie od wielu, wielu lat.

Czy warto? Zdecyduj sam – my na pewno wrócimy na shoarmę, bo ten smak wywołuje u nas masę pozytywnych flashbacków. No i ta pita z sosami…

Sphinx, Centrum Handlowe Manhattan, aleja Grunwaldzka 82, Gdańsk

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o